czwartek, 17 grudnia 2015

Pogadajmy o teraz- teraz jest czas na Siebie

Przez wiele miesięcy byłam zagubiona, nie wiedząc czemu zawsze uważałam że jestem wszędzie tylko na chwilę,że powinnam być zawsze w innym miejscu niż właśnie przebywałam.
Niepewna swojego miejsca, stałam się nie pewna wiedzy, wycofana z towarzystwa i rezygnowałam z  wyzwań które stawały przede mną. Uwierzysz że myślałam że jestem tak głupia i beznadziejnie niekreatywna że nadaję się tylko do pracy która nie wymagała ode mnie ambicji.
I tkwiłam tam, jak taka żabka w kałuży, choć za krawędzią było jezioro. Uwierzyłam że to jest moje miejsce że, jest bezpieczne... Że nie chcę zmian.
Do zarzygania wmawiałam sobie że muszę przyzwyczaić i pokochać wszystko co mam. Bo już tak będzie bo na nic więcej nie zasługuję.

 Pojawił się ktoś kto pokazał że chcę więcej. Że mogę.
Zaczęłam oddychać, pojawiły się festiwale, koncerty.Nowi Fantastyczni ludzie.
Pojawił się pomysł pracy w fundacji. Organizacja akcji, kwest charytatywnych.
Swoją naiwność i wiarę w uczciwość ludzi odchorowałam. Moja dobra wola i zaangażowanie zostały zmiażdżone.
Bezinteresowność nazwana oszustwem a poświęcenie i promocja -lansem.
Odechciewa się co?
Przy tym wszystkim zabitych zostało też kilka przyjaźni...
Bo jak popatrzeć na człowieka który najpierw nazywa Cię siostrą a gdy przychodzi czas na odpowiedź o uczciwości, sam rzuca pierwszy kamień, albo milczy, zezwalając tym samym,patrząc Ci w oczy, na to  jak ktoś Mnie ciosa kamieniem prosto w serce.
I znów pauza.
Trzeba by było przewartościować wszystko co jest mi zbędne, a zachować wszystko co dobre.
Kiedyś...o tym opowiem. Dobitnie.

 Wszystko znów miałam zacząć od początku,
tyle że, były we mnie do tego wszystkiego tony złości.
Teraz uwierzyłam, później cierpliwie czekałam aż sama zacznę robić coś dla siebie, coś więcej niż czekać na zmiany.
Miałam wyjście.
Zaryzykować, czy dalej siedzieć i uwierzyć że to bezpieczne miejsce
Mimo że dostajesz psychicznej klaustrofobii?
Co się zmieniło ?
Kiedy opowiadam Tobie to wszystko  dochodzę do wniosku że ...
Lubię wyglądać ładnie. Lubię swoją drogę, pracę,znajomych, lubię bawić się i odkrywać nowe trendy i nowe wyzwania, Boję się porażki, ale z każdej zawsze wyciągnę wnioski.Chcę iść do przodu , potrafię wyeliminowywać że swojego życia osoby które mnie próbują powstrzymać od moich wyborów,zostawiam w tyle tych, którzy nie nadążają.
Czasem tylko poczekam , bo warto.
Nie daję sobie opowiadać fanaberycznych historii wyimaginowanego żywota.
Nadal nie patrzę z celem,ale w tej chwili patrzę na siebie jak na szansę dla siebie :)
Jest zawsze szansa na to by być lepszym , dumnym z siebie, z własnych osiągnięć, pokonania własnych lęków i ograniczeń.
i to jest znakomity czas na wszystko.




poniedziałek, 14 grudnia 2015

Boksuje się ze sobą codziennie



Ja to mam życie...

Czemu mi nic nie może udać się zwyczajnie, ot tak. Tylko ciągle muszę walczyć, o wszytko boksować się z losem, od początku, odkąd pamiętam. Ciągle musiałam udowadniać że jestem lepsza niż myślą, że potrafię, mimo że nie wierzył prawie nikt.Czasami nawet ja sama wątpiłam kiedy słuchałam innych.

Chwilami nie mam sił.

Jestem zagubiona, zrezygnowana i zła.

Jak słyszę że los daje możliwość wykazania się tylko tym, którzy tego pragną. Tak jak by ktoś decydował że "dasz radę?" to chcę być niemotą.
A co jak nie dam? Jak nie będę potrafiła? Jak się nie uda?
Odpowiedź w stylu -
Wyciągniesz wnioski.
I następnym razem będziesz wiedziała jak to ominąć albo nie dopuścić do takiej sytuacji.Ta ja na pewno...


Nienawidzę niemocy, bezradności, nie znoszę kiedy, nie mogę sama decydować o tym,co mogę zrobić a czego nie muszę.

Nienawidzę czekać, na decyzję niezależnie od tego czyje one są, na spóźnione osoby, czy sprawy do załatwienia które, wiem że wymagają jednak reakcji kogoś innego.


Pomału staje się coraz bardziej wymagająca w stosunku do siebie,

tak naprawdę, względem wszystkiego. Jak coś zwyczajnie mówiąc, spierdole. jestem bardzo wściekła.


Mam dni kiedy nic mi się nie chce,

Spałabym całymi dniami.Nawet nie jadła a udawany entuzjazm schowany w końcu, tak by nikt nawet się o niego nie upomniał.

A później znowu jestem na siebie zła, że zmarnowałam te dni na jakimś mamleniu, zamiast spiąć dupę w troki.


Boksuje się ze sobą codziennie,

Chciałbym chociaż raz...


By wyzwania które są przede mną

Były bez problemu.

Ale... Nie...

Ze mną to raczej nie możliwe.

sobota, 28 listopada 2015

Ważne z kim idziesz, nie gdzie.

Dziś...
Taka sytuacja.
Dużo tego jest, więc...w natłoku obowiązków i informacji z pola zawodowego i prywatnych ogródków, zbieram albo pochwałę albo opierdol.
Przez kilka ostatnich dni wiszę na tel..
W różnych sytuacjach, w drodze do pracy, z pracy, na kiblu, w wannie, jedząc, myjąc zęby i te rozmowy też są różne ...  Albo kogoś motywuje, albo to ja pocieszam. Sama siebie poniekąd też.
Skromnie sobie żyje, nie zwracam na siebie uwagi, jestem jak by trochę nieśmiała, wycofana.
 Dowiedzieć się jednak można że nigdy nie byłam spokojna czy skromna... Inaczej postrzegana przez siebie a jakże odmiennie przez innych.
"Że niby Ty? nieśmiała? jesteś przebojowa i pewna siebie..."
W życiu, naprawdę bym nie powiedziała...
Pytam. Przecież ja się wszystkiego boję, jak możesz nie widzieć że udaje że się nie boję?
ODPOWIEDZ. Bo świetnie udajesz i skoro ja się nabieram jak bardzo Ty oszukujesz sama siebie?
Wciąż powtarzałam sobie. Chciałbym być Najlepsza, we wszystkim. A w tym czym nie mogę być po prostu się nie tykam.
Duży błąd, wiem.
I długo już nad tym pracuje. By być po prostu sobą, by żyć z poczuciem bycia Najlepszym w byciu sobą.
Najwięcej uczę się przebywając z ludźmi słuchając, obserwując, nigdy nie byłam molem książkowy. Choć na świadectwie z liceum same piąteczki, bo przecież nawet jak nie umiem to idę w zapate że jednak jest inaczej.
Nie zależnie od tego, dalej mam traumę do matmy i przez to matury brak.
A wymarzony kierunek studiów odkładany z roku na rok. Nie wmówiłam sobie że matmy nie umiem...  Ja jej po prostu nie pojmuje. Jestem w stanie nauczyć się budowy ciała człowieka zwierząt i roślin.  Wydarzenia historyczne zostają w głowie jak historia w przeczytanych powieściach.
Wbić do głowy atlas świata uwzględnieniem chronologii wielkości… pikuś
Ale matma...?
Oczywiście się nie poddaję.
I walczę bo jak się na coś zawezmę...
Postrzeganie jest też niesamowitą wskazówką na ukrywanie swoich słabszych stron.
Naprzeciw wszystkiemu lubię jak mnie ktoś poprawia gdy mówię nieprawidłowo. Wiem że nie jest to lubiane i często odbierane jak atak.Dla mnie jest to kolejna lekcja.
Otaczam się ludźmi, od których mogę się nauczyć tego czego sama jeszcze nie umiem lub, zwyczajnie nie wiem.
Żyj, kochaj ludzi , otaczaj się tymi z którymi czujesz się dobrze , czujesz radość przebywania z nimi.
Eliminuj tych którzy powodują złość, czy nudę,
Unikaj, tych którzy karmią cię swoim wyimaginowanym bogatym życiem, powodując u Ciebie kompleksy i niezadowolenie, bo jeśli pojawiają się tego rodzaju uczucia to znaczy że nimi  jesteś karmiony.

Ile dajesz tyle dostajesz...
Kiedyś tak myślałam
Teraz…

Ile potrafisz unieść o tyle bogatsze jest twoje  życie J


wtorek, 20 października 2015

Pierwsze wrażenie

Ostatnio dużo czytam o sile pierwszego wrażenia. O tym jak duży wpływ ma na nasze postrzeganie innych, i nas samych przez naszych rozmówców.Jaki wpływ ma postawa czy uśmiech. Przez pryzmat postrzegana przez własną osobę, często internetowane są najprostsze zachowania w czynnikach komunikacji. Prosty przykład. "ale się jąka"jeszcze nigdy nie słyszałam żeby jąkająca się osoba powiedziała tak o innej osobie z tą samą wadą. Co sprawia że nie lubimy kogoś z chwilą pojawienia się go w pomieszczeniu? Albo, bo ma na imię tak czy tak, że ma blond czy rude włosy, akurat te są najbardziej znane. Dowcipy o blondynkach mają też drugie dno. Są takie że ja jako brunetka zastanawiam się gdzie autor zgubił płente.
Ale do brzegu.
Ostatnio natrafiłam na kursy motywacyjne,w których to podobno, nauczą mnie pozytywnego pierwszego wrażenia.
Interesujące...
A czy nie wystarczy po prostu, znać swoją wartość? Nie umiejszać wartości innych?
Dostosować poziom rozmowy do rozmówcy?
Nie być napompowanym balonikiem o wąskiej specjalizacji życia.
Nie oceniać przez pryzmat własnych kompleksów?
Być dobrym ale, nie głupim.
Być wdzięcznym ale, nie sługą.
Pomagać ale, nie wyręczać.
Uśmiechać się...  Nie zależnie od płci,koloru włosów czy pozycji materialnej.

Chyba muszę zacząć organizować i sprzedaż kursów na "Bycie Naj zaczynamy od siebie.

czwartek, 8 października 2015

Bądź silna ,bądź sobą.

Kiedy mogę,staram się nie rzucać jak dzieciak z emocji. Emocje skrajne,
od euforii po wkurw absolutny, opanowałam do perfekcji. I nawet  kiedy wydaje mi się że nie jest mnie już w stanie wyprowadzić nic i nikt.  Zawsze pojawi się ktoś lub coś, co lub kto, jednak udowodni mi to że nie da się opanować emocji w moim przypadku.  I im dłużej zaciskam zęby tym większa później jest eksplozja.
Kiedyś czytałam wszystkie mądre  i psychologiczne artykuły,porady jak kontrolować emocje, jak wpływają one destrukcyjne na nasze relacje między innymi ludźmi, na naszą pracę czy nawet na nas samych.
No i oczywiście dowiedziałam się że muszę jeszcze mocniej zacisnąć zęby,żeby się nie dać zdemaskować, żeby nie okazywać że coś mnie denerwuje,drażni, czy po prostu za chwilę doprowadzi do łez.

No i słysze...  Musisz być silna, musisz być pewna, wesoła, musisz...
Inaczej nie będzie to miało sensu...
Innym razem mówią bądź sobą, nie daj się mamić,wykorzystać, nie zapomnij o swojej wrażliwości,kochaj ludzi, bądź...

Czasami pytam siebie... Kim jesteś? Czy jesteś szczęśliwa? Czego więcej potrzeba by było mi dobrze?
Bo kiedy jest za spokojnie to się nudzę... Kiedy jest chaos gubię się i czekam aż karuzela się zatrzyma.Tylko że ja nie wysiadam z niej mimo wszystko,czekam aż ruszy ponownie.
Kim jestem...
"Jestem wszykim.(...)Tylko sobą być nie mogę..."



poniedziałek, 5 października 2015

Justyna -Waleczna Jak w codzienności zostać bohaterem

Przez kilka tygodni ten post powstawał od początku...
Ciągle brakowało mi odwagi żeby go skończyć
Tak, odwagi...
Bo jak napisać o kimś, kto ma więcej determinacji  i siły w sobie, niż w życiu jest w stanie unieść przeciętny człowiek.

Matki  mają w sobie w ogóle  jakiś magnez na zmartwienia i kłopoty związane z ich dziećmi...
Ciężko jest mi to pojąć, a na pewno zrozumieć nawet nie próbuje, bo mamą nie jestem.
Z moich obserwacji jednak wnika że, te kobiety non stop są jak maszynki do boksowania się z losem.
On nie zawsze bywa dla wszystkich sprawiedliwy i czasami nie szczędzi ciosów, a mimo to, one zawsze sie podniosą i znajda pozycję by, to los poczuł ich siłę i zaradność.
Nazywają  to różnie ... ślepy los ,zrządzenie, przypadek wypadek , a nawet przeznaczenie czy kara.
Burzy  się świat i wtedy uzbrojone po zęby w cierpliwość i miłość, stają na ringu na pojedynek, jak że często z sekundantem o imieniu Bezradność.

Justynę poznałam w dzień kiedy zmienił się świat dla wielu osób z mojego otoczenia,słyszałam o niej , ale jakoś wcześniej nie dane nam było się poznać.
Kilka dni później zasiedziałyśmy razem na pierwszej kawie,omawiając sprawy które później ,jak się okazało, odmieniły  nas chyba na amen. Wówczas, wdawała mi się taka wyprana z emocji. taka kobieta u której nie widuje się łez w oczach mimo wzruszających sytuacji.
Prawdziwa Justyna dała się poznać w dniu kiedy poznałam jej synka. Gabryś miał wtedy 7 lat.
Kiedy kobieta pragnie czegoś w życiu, myśli tylko o tym, czy to czego pragnie da jej szczęście?
Więc jeśli drabiną sukcesu jest jej praca, będzie się wspinać, lecz jeśli stwierdzi że, nie jest to ta  droga,  zajdzie z drabiny i w walce oszczęście swoje i tych których kocha nigdy już nie zacznie się wspinać.

Musicie sobie teraz wyobrazić drzewo które, ma mnóstwo gałęzi a gałęzie te, to możliwości dawane przez życie, drzewo, które mimo swych gabarytów nie jest zakorzenione w glebie jak być powinno.
A teraz drzewo które ma  dwie gałązki a za to silne korzenie.
 Które z nich ma większe szanse na radość z życia ?

Gabryś jest chłopcem wymagającym stałej opieki. Nie lubię określeń jak na znakach dla kierowców więc, nie używam tu stopnia niepełnosprawności.
Pani Matka jak o sobie mówi Justyna , jest jak jego ręce, nogi, stołówka , klaun, szofer, jest jak te dwie gałązki które los dał im na ich dwoje.
W ich życiu jest i Robert.Pan Ojciec,
ale o Robercie opowiem kiedy indziej.

Codzienna walka z epilepsją, z infekcją, czy ze zwykłym leniem, wygląda u Justyny zupełnie inaczej.
Justyna do wszystkiego podchodzi jak do wojny.
najpierw negocjuje a później wciąga ciężką artylerie,
i strzela aż jej się amunicja nie skończy , a nawet jak skończy, to znajdzie inną choć miała by walczyć gołymi rękami.
Zawsze podziwiwiam jej konsekwencję.
Nie brakuje  też w jej życiu kolorów, jednym z nich jestem ja sama, choć ostatnio strasznie ich zaniedbałam. 💕 Różne dobre duszę czuwają nad nimi.Odwiedzają dopingują i pomagają.
Są też inni po drugiej stronie lustra.
Oceniają komentują wszystkie potknięcia z radosnym sarkazmem.
Ale tych tylko pozdrawiamy.
Mogłaś Justa wybrać wiele dróg. Obsadzić się w wielu rolach życia. Mogłaś podróżować. Być...być może moją  manager....
Jednak wybrałaś,  najlepiej.
Zaprosiłaś mnie do swojego świata. Pokazałaś rzeczy ważne.  Poprawiłaś chronologię wartości, choć wydawało mi się że jest dobrze ustawiona.
Wypuściłaś do swojego domu, i tak wiele razy podniosłaś z kolan kiedy, nogi ugięły mi się po kolejnych ciosach. Twoja siła jest dla mnie nieludzka.
Podnosić innych gdy samemu ma się ochotę uklęknąć.
Prowadzić kogoś, gdzie, ma się ochotę samej zawrócić.
Śmiać się z losu w poczuciu bezsilności.

Zapraszam Was na bloga, na którym Justyna opisuje swoje i Gabrysia walki z przeciwnikiem zwanym codzienność.

http://gabrysmilkowski.blogspot.com/

Bohater to ktoś,kto się boi a mimo to ma w sobie tyle odwagi by pokonać strach , stanąć do walki choć by z wiatrem który zakłóca jego szczęście.








niedziela, 27 września 2015

Którędy , dokąd, i w jakim celu



Prowadzi mnie przez kolejne wyzwania życia jakiś impuls.
Podobno mam plan. Hm...
Ciekawe jaki, bo ostatnio moim życiem rządzi chaos. 
Mam czkawkę poprzednich decyzji, i zgage od niezdecyowania.
Zawsze zazdroszczę tym którzy, mają już swoją drogę, plan na życie i konsekwentnie nim idą. A jak jeszcze mogą się z tego utrzymać.  To już bombowo. 
Ja nigdy nie wiem czego chcę  żeby, być szczęśliwa. Dziś jadę do Amsterdamu, jutro rano już nie, przeprowadzam się wyprowadzam, wybór szkoły

od października ...  Nadal nie mam pojęcia, PR,ANGLISTYKA, POLITOLOGIA .. 
Fotografia, dziennikarstwo,  wszystko jest na chwilę na moment. Nigdzie nie mogę się zatrzymać i stwierdzić...  TAK TO CHCĘ ROBIĆ. 
Podobno liczy się droga... 
Tylko co jeśli co dzień rano wstaje się z poczuciem beznadzieji... 
Co jeśli, dzień w dzień ma się poczucie że biegnę w miejscu że to nie moje miejsce, nie moje klimaty,nie moi ludzie. 
Złoszczę się sama na siebie,  bo wszystko ostatnio mnie nudzi, błądzi każdy mój pomysł.  
Rany ile tego już było... To wie chyba tylko moja rodzina Justyna i Igor. 
Nasłuchali się pewnie i zastanawiali ile z tego wyjdzie. 
Wyszło tylko tyle ile obiecałam Jaro. Sama się dziwię że się udało... 
Wysyłam więc zapytanie...
Co robić... Kiedy,  nie podpowiada już nawet cisza w środku, krzyk tworzy już tyko zmęczenie,  a to co pomiędzy nimi brzmi jak egzystencja. A wszystko do okoła prosi by żyć z całych sił. 

sobota, 11 lipca 2015

Siła życia, pisane piórem~Anna



 Zawsze zastanawiam się nad tym, skąd w niej siła, determinacja, ile pokładu energii mieści się w tym drobnym ciałku.
Czasami myślę że jest piórkiem ze skrzydła anioła, wyobrażam sobie tak właśnie ją kiedy, jest absolutnie wszędzie gdzie być powinna.Kiedy trzeba wrażliwości
ma ją na dłoni, kiedy siły i determinacj,i wyciąga jak magik z kapelusza króliczki,jeśli te z reklam są na super baterie, to Ona ma łącze bezprzewodowe do transformatora.
Podobno, pióra są też jednym z najbardziej skutecznym środkiem tortur, więc lepiej jej nie podpaść bo, wiadomo ile ma w sobie Volta.

W głowie mam wiele obrazów, gdzie w ryzykownych zapisach życia, nie było by tego piórka. Jak by los od początku sprawdzał jej siłę do woli istnienia, huśtawki, lód, który załamał się na łyżwach, wpypadek samochodowy i ten z udziałem traktora.
Siła życia ?
Nie mam pojęcia,czy to jest możliwe że ktoś się tyle razy wymyka śmierci, od urodzenia bez przyczyny ?
Rośnie takie małe, łazi za tobą, podbiera ubrania, kosmetyki,podsłuchuje, podgląda.

Posiadanie siostry ma też swoje plusy, nikt tak szybko nie wyprowadzi Cię z równowagi jak ona :)
Moja nie mówi za wiele, stara się mnie nie oceniać, nie negować, a co dla mnie najważniejsze, nie ogranicza. Czasami chyba wolała bym żeby palnęła mnie w łepetyne zanim,kolejny raz okaże się że nie miałam racji.
Ale ona nie, cierpliwie czeka by później poskładać mnie w jedną całość.
Jest cierpliwa. Czego jej zazdroszczę.
Mimo że jesteśmy jak Upał i Ulewa i zastanawiam się czasem która jest tak na prawdę ta wcześniej urodzona, absolutnie nikt nie chce się przyjaźnić ze mną jak Ona. I nikt nie ma w sobie tyle zawzięcia i tolerancji na moją wyjątkowość, inność.  Dziękuję bardzo mojej siostrze za trzy  dekady cierpliwości. Miłości i szacunku.


niedziela, 5 lipca 2015

Spowiedż.


Dotychczas były to takie robocze zapiski aby w ogóle sprawdzić czy będzie mi się chciało cokolwiek pisać, czy naprawdę znajdę siłę i odwagę na wywnętrzanie  swoich emocji i obserwacji.
Mam dookoła siebie tylu wspaniałych ludzi, o których, chciała bym wam opowiedzieć,pokazać wielkość  małego człowieka i wielkich rzeczy, które robią.
 Więc dziś pojawią się 2 posty.
jeden do śmiechu,  drugi o kimś dla mnie wyjątkowym.

To dziś ciągle się gdzieś przesuwa.

Nazywa się złośliwością rzeczy martwych bo, a to nie ma sprawnej ręki do pisania, albo pada komputer,a pisanie na klawiaturze telefonu, gdzie słownik sam dostosowuje słowa , woła o zgrozę i zgrzytam wtedy zębami, edytując tekst, który przez jedno słowo zmienia kontekst całego zdania.
Zapuściłam trochę tego bloga..
Obiecuję poprawę. Podobno są osoby które tęsknią za tymi ckliwymi wypowiedziami :)
Więc czas zakończyć leniuchowanie w treści..

poniedziałek, 25 maja 2015

W teatrze lalek

Ten wyścig w którym każdy pragnie być Najlepszym,
 skryty pod nazwami takimi jak postęp, moda,rozwój,czy też sukces.
Nie zależnie od płci czy wieku czy jest to Japonia czy N.Y.C czy Białystok
 Zawsze jest taki sam start, wmawiają że stać na więcej, taki system operacyjny,motywacja to się nazywa potocznie... Przychodzi dzień w którym stajemy się maszyną nakręconą zabawką systemu... Inaczej mówiąc, inaczej ubrani, zaczynamy odgrywać swoje role.
Ile w tym teatrze nas samych?
Tyle ile przemycimy.
Jak niewolnicy którzy mimo wszystko czuli wolność  a  Ci wolni , wolności nigdy nie mieli.


Teatr życia...
I rola lalki, która jest w stanie zawładnąć nami, tak bardzo że, nawet oddech jest jak wyuczony odruch.
Kobieta ubrana w uśmiech,idealny Look dopracowane godzinami ciało, mężczyzna pozapinany w entuzjazm po szyję zaciśniętym krawatem, piękni młodzi, mimo iż mają za sobą rolę porażki, smutku, upokorzenia, często choroby i uzależnienia...grają swoje role szczęściarzy.
Tak szczelnie ukrywanie uczuć, doprowadzone prawie zawsze do perfekcji,ukryte pod maską która ma pomóc w sukcesie czymkolwiek on jest dla człowieka.Pozostawia pęknięcia tam gdzie nikt nie może ich zauważyć.
W pośpiechu gubią codzienność chwil, sny, bo nie ma na nie czasu. Miłość interpretowana jako słabość charakteru.
Przyjaźń postrzegana jak zagrożenie, bo nie można ufać Nikomu. Zresztą kogo obchodzi to co czujesz... Przecież nikt nie chce się przyjaźnić ze smutasami i słabeuszami
Chciałbym bym doczekać się czasów kiedy na topie będzie to co nazywane jest naturalnym stylem. Czy kiedykolwiek modne będzie po prostu bycie sobą?
Nie tylko w czas młodzieńczego buntu, w ramach prezentacji inności dla zwrócenia uwagi na swoją osobę.
Takie Życie w Teatrze lalek doprowadza do chwil że nawet gdy opada kurtyna dalej jesteśmy marionetkami własnego teatru

niedziela, 10 maja 2015

Pomysł.Cel.Sukces... i cały kosz przygód po drodze

Czasem zaczynam coś bo tak...
Oby bo spontanicznie 
bo fajna zabawa,
czasem by przekonać innych ludzi że warto.
Często gubię po drodze motywację i cel.
Taka byłam zawsze.


Traktuje coś jak przygodę.
 To  "coś" co nie miało prawo się udać bo...

W natłoku obowiązków,mając na oku pracę marzeń w Amsterdamie...Po przygodzie z oddziałem onkologicznym i  złamane serce... 
Dużo tego.
 I WSZYSTKO na NIE.
 I choć zbierałam się do tego latami... Nigdy nie myślałam też że dociągnę to do końca. Traktowałam jak przygodę jak, jakiś pomysł na spędzanie wolnego czasu, jak bym nie miała co robić. Gdzieś po drodze zaczęłam się wkręcić że, jestem jednak w tym dobra. Że umiem że potrafię. Mnóstwo ludzi pewnie wiedziało to przede mną, ale ja się dzielnie opierałam. 


Motywacją była moja "Najmłodsza" bo raźniej.

Tyle że Młoda zostawiła mnie na...
 1 semestrze, a ja pociągnęłam to do końca...


Było różnie, bo nie zapomnę  3 i 4 semestru, kiedy tak mi się nie chciało...

Raczej zakładałam że, to już mi się odechciewa, chciałam odzyskać swoje życie,  
Podróże, weekendy, drinki z koleżankami, samą mnie już nudzić zaczęły wyjaśnienia 
"nie bo mam zajęcia"
Tak chciałam nie chodzić ciągle zła i zmęczona.
 Odbijało to się na bliskich i na jakości pracy i na wydajności osobistej.
4 Semestr to były też zbiórki dla Jarka. Jakie ja miałam wyrzuty że, siedzę czytam i piszę jakieś dyrdymały zamiast robić coś pożytecznego.


JAK mnie Jarek opierdolił wtedy, jak powiedziałam  to wszytko, to wiem chyba tylko ja i może jego żona tak się darł...

Wtedy, obiecałam że doprowadzę to do końca..
Nawet teraz mam dreszcze,
 "Ty się masz uczyć masz być wykształcona,
 jesteś mądrą nie daj sobie wmówić że tak nie jest." mówił. 
Mówił!


Wiele raz ratowała mnie Wiola M.

To dzięki niej chyba wszystko się udało , ona skromnie powie że nie, że to mój angielski i wiedza z literatury nas ratowała.
Lecz powiadam wam...
O ile Jarek był motorem,to Wiola benzyną.
 Za co Dziękować będę jej dożywotnio. I moi przyjaciele i rodzina również :)
Nie zapomnę Tych cudownych ludzi nigdy..
Nauczyłam się tam czegoś więcej niż Książkowego bełkotu...

Ludzie często są jak krople, jednej często nie odczujesz ale, jeśli staną się ulewą która drąży skałę...

wtorek, 14 kwietnia 2015

Jaro

Nie wiem ile w tym mojej iluzji a ile prawdy.
Mija rok od śmierci człowieka który otworzyły mi się oczy  na wiele spraw. Nie da się opowiedzieć  o tym wszystkim co wydarzyło się przez ten krótki czas naszej przyjaźni. Można by o tym napisać kolejne 
3 topowe powieści.
Jaro...
 Bardzo lubiany i szanowany w środowisku ludzi w którym  przebywał.
Ceniony za szczerość i tak samo za nią nie krytykowany...
Nie chcę idealizować jego osoby. Uważam że tak samo jak miał zalety ,miał i wady.Porywczy i wybuchowy jak wulkan...Kiedy bronił swojego zdania argumenty latały jak iskry w powietrzu.Prawy, człowiek uczciwy, wrażliwości w tych prawie 2 metrach wzrostu było tak wiele że czasami zastanawiam się ile jeszcze udźwignąć zdoła.
Kochał muzykę i ludzi... Wiele razy podczas walki z ciężką chorobą to właśnie ludzie i możliwość wspólnych chwil, muzycznych doznań dawały siły...
Miał oddanych przyjaciół , którzy staż mięli różny ...
Ale jak to mówił 
"ludzie tylko na początek wszyscy wydają się być w porządku,  później to się weryfikuje... "
Bardzo Ciężko jest mi do tego wracać...
Nie wszystko poszło tak jak byśmy chcieli...
JARO odszedł...
 Najgorszy moment to, kiedy odebrano mu brutalnie nadzieję w Centrum Onkologii w Warszawie...
Zmieniły się wtedy twarze wszystkich którzy z nim tam byli.  A z błękitu jego oczu uciekły wszystkie promyki.  
Pozostała toń szarości bez wyrazu... 
Widzieliście kiedyś jak w jednej chwili zmienia się kolor oczu człowieka...?
Już ryczę i więcej już dziś nie napiszę...




Jaro My wciąż jeszcze wyszukujemy Cię na koncertach...  
Ty  na balkonie z gwiazd... Uśmiechać się tylko możesz, kto tego nie czuje...
"Wspaniali ludzie nie powrócą,nie powrócą już nie "

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Mamo !


Święta to zawsze czas refleksji... Moja jest jedną z wielu ale, pewnie nie  jedyna, wpadłam do tego samego puzderka po wnioski wypisane z pisanki.
Fanką świąt nie jestem...  Nie byłam...  Żadnych...  
Zawsze to dla mnie czas.. Nie wiem co robić, gdzie się schować żeby nie przedłużać przygotowań... 
Wstałam  rano i... Dookoła cisza... 
Mama wyszła uczcić święta po swojemu przed szóstą. 
Wypuściłam psy do ogrodu i... Siedzę zrobiłam sobie kawę...  i kolejną, i w sumie zaczynam odczuwać przyjemność tylko jakoś za cicho jak by nie moja rodzina... 
Dom ożył dopiero jak wróciła mama.  Zaczęły się czary, gary i zapach, zapachy tu żurek, tam mazurki, service full.
Chciała wszytko zrobić sama...  
Później jednak przyłączyła nas, czyli mnie i moje siostry do swojego planu świątecznej rewolucji.
Bez mamy wszystko stało, nie mam pojęcia, czy tak jest w każdym domu, ale u nas to MAMA jest jak  VIP hasło, hasło bez którego chyba nie działa nic. A bynajmniej jak przejść na kolejny level.
Level świąt. Mniej więcej idzie to tak...
mamo gdzie jest? jak to zrobić? gdzie postawić? kiedy to? ile jeszcze? Mamo?Mamo! Mamo...
No i tak od szykowania aż do sprzątania.  Zastanawiałam się dlaczego mimo tej całej harówy,  mamy święta uwielbiają? Tą całą  masę czasu spędzoną w kuchni.
Niestety nie wiem co je nakręca na ten świąteczny sukces.

Zrozumiałam to dopiero gdy wyjeżdżałam.
Mamy mają syndrom uszczęśliwiania.
To nie chodzi o jedzenie, napoje czy ciasto.
Tylko aby zebrać nas czyli Was,
 w jednym miejscu. Świadomie organizują te spotkania aby..Mogły zerknąć czy ich kurczaki rosną i mają się dobrze. Święta polegają na uszczęśliwianiu..
Jeśli mamie sprawimy radość zdobywając 3 kg dwa razy do roku to...  Ok mogę.

Hasło "Mamo" jest jak najbardziej na topie w święta i na codzień.




poniedziałek, 30 marca 2015

Wszystkie jesteśmy księżniczkami

Do napisania tego posta zainspirowała  mnie pewna 6 letnia księżniczka.
Ubrana w piękne bajkowe akcesoria i długą złotą suknię. 
Uwielbiam jej determinację i argumenty którymi przekonuje Nas, czyli wszystkie kobiety domu, że jesteśmy jej niezbędne do odegrania swoich ról w tej bajce, pełnej wszystkich księżniczek.
Każda z nas jak stoimy, zaczynamy nagle uczestniczyć w balach,  piknikach, czy w  koncercie księżniczki o imieniu tak egzoterycznym że, tylko 6 latka jest w stanie je zapamiętać.

Ale do brzegu...

Więc zabawa trwa a w przedziale w którym umieściła nas bohaterka mojego posta, nie jest ważny staż w rodzinie  waga, uroda czy nawet, jej sympatia.  
Wszystkie jak jedna dostają losowo wybrane imiona, imiona księżniczek.
I nagle padają słowa kluczowe...

"Ona naprawdę wierzy że my jesteśmy tymi księżniczkami"

A co sprawia pytam, że przestajemy?

Kiedy my kobiety dochodzimy do wniosku że to nie nasza bajka?
Kiedy rycerz, książę,  czy król przestaje traktować nas jak księżniczki? 
Czy kiedy same przestajemy się tak traktować?
Kiedy kobiecie przestaje zależeć?na tym jak wygląda?jak się czuje? czego chce? dokąd zmierza?
Oglądamy kolorowe czasopisma,  kolorowe plotki,  pudelki,  pudełka czy inne strony, zachwycając się często życiem innej kobiety,komentując jej gust, urodę, nowe usta, mieszkanie ,czy mężczyznę. 
Ile to razy pada stwierdzenie "ta to ma życie jak księżniczka. "


Ale czy życie księżniczki było łatwe?  Czy stawały by się wtedy bohaterami tych bajek?

My. Księżniczki z królestwa codzienności walczymy od poniedziałku do piątku o szczęśliwe królestwo.
Z bezsennością w czasie grypy żołądkowej, po której oczy są jak po walce z Mike Tyson-em. Budzenie i wyprawieniem dzieci do szkół przedszkoli, angażując w to czasem całą straż królewską zwaną rodziną
czy przyboczną, potocznie nazywaną sąsiadami.
Walczymy o królewską strawę, choć by podana miała być tylko pomidorowa ale, musi być ona królewska.

Na końcu księżniczka musi zawsze zachowywać się jak.dama,wyglądać jak dama i mówić jak dama
Kiedy utkniesz w korku i chce ci się siku ciężko jest utrzymać się w ryzach przebierając w metaforach chcesz zakomunikować całemu światu że Ty musisz być już 20 min dalej!
Na tronie.
A na audiencje u królowej  matki twojego księcia  zawsze idziesz wystrojona jak z obrazka, po wypacykowaniu i wyszykowaniu dziecka i księcia bo przecież musisz jako księżniczka pomagać poddanym i wspierać swoich bliskich, zostaje jakieś 15 minut z prysznicem na twoją metamorfozę.
 Ale to nic.
I tak usłyszysz że jak zwykle wszyscy czekają na Ciebie,
a w aucie pada pytanie...
Czy wyłączyłaś  żelazko.?
O ile masz szczęście dojedziesz na miejsce czysta.
 Ale znając historię kilku księżniczek zdarza się to sporadycznie.
Mówić jak księżniczka nie jest trudno, tylko język puchnie od przygrzania.
Zwłaszcza kiedy kolejny raz Ktoś uczy wychowywać Twojego, wszystko jedno czy męża,
 dziecko czy psa.

Inne księżniczki ,te kapryśne,które są tak odjechane w swych marzeniach, często nie adekwatnie do stanu własnego "posagu" genów, manier i kultury że, wciąż jeszcze szukają swojego księcia. One też nie mają lekko.
Bo po pierwsze, ciągle szukają,
albo...
 biorą co jest.
Najbardziej przekichane mają te co ze strachu przed utratą księcia, pozwalają mu na wszystko, nawet jeśli ich książę układa sobie na żel fryzurę 2 godziny są cierpliwe ...
jeszcze przyprowadzą auto żeby mu główka nie zmokła .
Zastanawiam się kto tu jest wtedy księżniczką.

Wszystkie te historie kończą się słowami
"i żyli długo i szczęśliwie"
Ja moje księżniczki chciałabym
Byście zawsze były jak z bajki dla swoich Książąt.
By było szczęśliwie.
Nawet gdyby było krótko.
By wartości dojrzewały jak wino by w równowadze nie zjadła pycha.
Nie przestawajcie traktować same siebie w sposób bajkowy.
Nawet jeśli miała by być tylko zabawa z 6ciolatką, jeśli dla niej możesz być księżniczką to możesz być i dla siebie samej również .
Nawet gdyby miało być to tylko ciastko, rozpieszczaj się w końcu jesteś księżniczką.
Zawsze już z uśmiechem bez zbędnych kanonów będę
patrzeć na inne kobiety i przebiegnie myśl...
Oto czyjaś księżniczka.



niedziela, 29 marca 2015

Tych których nie ma a wciąż są obok nas.

Kiedy odchodzi ktoś bliski z naszego życia nieodwracalne, kiedy życia drogą podążamy razem, a nagle jedyne co pozostaje to, głos śmiechu wspólnych wygłupów,wspomnienia wzruszających chwil które, zbliżyły mimo różnic.Chcemy aby wspomnienia o nich były jak najdłużej żywe.

Tych o których chciałbym opowiedzieć nie ma już w moim życiu...
Byli wyjątkowi, ukształtowali we mnie sposób patrzenia na zwykłe dni, na ludzi, na inność i krytykę. NIE UBARWIAJĄC ICH ŻYCIA wiem jak dużo każdy z nas może wnieść w życie innych, jak ważną osobowością  możemy się stać kiedy zależy nam na ludziach...
"Dla Tych...  No bo mieli odwagę..."( Cree.)


ASIA - Pierwsze skojarzenie -uśmiech. pierwsze spotkanie.  Koncert,gdzieś na Bielanach. Wesoła,energiczna, uśmiechnięta. Wraz z  Kamilą zainteresowały mnie sobą od razu.Właśnie tą radością.Tym śmiechem zagrażającym zarażeniem . Na początku myślałam że to koleżanki. Nieco później gdy umawialiśmy na festiwal muzyczny dowiedziałam się że to... Mama i córka.
Asia zarażała radością, spontanicznością która,  czasami była aż przerażająca. Dokarmianie towarzystwa było nieodciętą cechą wszystkich spotkań. Młodzi ludzie lgnęli do niej jak osy do jagodzianki. Mimo iż wiele razy fantazja brała górę nad rzeczywistą oceną możliwości, wszystkie znane mi i Asi osoby kibicowały jej zawsze.


Zachorowała. Była pełna walki i nadziei że pokona chorobę...
"Pokonam Dziada" -mówiła.
Asia żyła szybko, nie miała w sobie cech planowania czy odpowiedzialności za przyszłość. 
TAK, ZA PRZYSZŁOŚĆ. 
Pokazała wszystkim że, odejdzie też wtedy kiedy chce.  Była sobota 12.10 2013. Koncert zespołu na którym się poznaliśmy odbył się tego dnia w Sali Kongresowej. Grupa zadecydowała jej pożegnalną piosenkę.

Odeszła. 
 Pozostały fotografie wspólnych chwil i odgłos śmiechu, jej śmiechu, który odtwarza się w głowie jak nagrany, za każdym razem gdy o niej pomyśle. 
Kiedy odwiedza mnie w snach też zawsze się śmieje. 
Jak wtedy nad ranem, nad Wisłą.

ASIA podarowała mi coś więcej...  Niż tylko Szkołę Uśmiechu Mimo Wszytko.
Planowała zrobić to jeszcze przed swoim odejściem ,ale udało się dopiero w dzień jej śmierci.
Podarowała mi wspaniałych przyjaciół,.
Justynę, która stała się dla mnie autorytetem.
 Roberta, który sprawił że będzie ciężko jakiemukolwiek ojcu udowodnić że,
 kocha swoje dziecko bardziej niż bardziej.
 I Gabrysia. 
Który z każdym naszym spotkaniem pokazuje, ile miłości można otrzymać w jednym uśmiechu i ile przekazać można w tym uśmiechu siły.


sobota, 28 marca 2015

nie dać się zabić


 Ostatnimi czasy definicja "Przyjaciel"zacisnęła swoje znaczenie i nagle okazało się że, mam ich naprawdę nie wielu, ale za to prawdziwych.
Dziś w moim słowniku pojawia się też słowo, dobry znajomy, znajomy, kolega, koleżanka lub po prostu ...To jest Kasia.
Bo czy przyjacielem może być ktoś, kto kłamie, ubarwiając swoje życie w niedorzeczne sytuacje , umniejszając w ten sposób mojej inteligencji i umiejętności  kojarzenia faktów, zakładając że wierzę w to, co mówi? Albo, milczy gdy, dzielą się opnie, wynikające z nieoczekiwanych sytuacji ?
Czy przyjaciel znika jak przestraszony króliczek,czy nagle przestaje ufać i wierzyć w nas?
Bezpieczne czekanie na rozwiązanie się spraw, unikanie, To chyba też nie jest cecha przyjaciela?
Sama też dla niewielu  jestem dobrym przyjacielem, Zapominam  o spotkaniach, urodzinach czy zwyczajnie jestem nieobecna, podobno przekłada się to na naszych przyjaciół.
Ja mam na to swoją teorię. jeśli wymagamy lojalności, sami nauczmy się definicji, chociaż...
Kiedyś dałabym się pokroić za pewną grupę ludzi .
Jednak to oni pokroili mnie...




ale daje się zabić tylko raz...

piątek, 27 marca 2015

Kraków ,czyli możliwe że aż nieprawdopodobne...Ahoj przygodo...

Czy wydarzyło się w Waszym życiu kiedyś, coś tak niesamowicie przewrotnego że, gdyby nie to że, staliście się bohaterami tej historii nigdy byście w to nie uwierzyli? 
No to zabieram Was do Krakowa.




Weekend, pierwszy wolny od tygodni.
Plan Kraków. Jak zawsze wszystko skrupulatnie zaplanowane,  transport,nocleg  cały plan dnia.
Wraz z koleżanką Moniką po licznych rozmowach telefonicznych ułożyłyśmy sobie wszystko jak pod linijkę.
"To będzie szalony weekend"

Tylko nikt nas nie uprzedził że, szaleństwo zacznie się tuż po zatrzaśnięciu drzwi o 5 rano w sobotę.
Rozkład jazdy jakikolwiek nigdy nie należał do moich mocnych stron, zawsze albo jestem dużo za wcześnie albo...
Autobus do Krakowa  odjeżdżał punktualnie o 6 rano.
Monika już na miejscu a ja jeszcze nawet nie ruszyłam, nie licząc zejścia z 4 piętra.
Zakupione bilety przez internet wiec o tyle głowa spokojniejsza, w zemście dostałam opóźniony autobus który miał zabrać mnie na Wilanowską.
No to biegiem do Autobusu, odpalam maila z rezerwacją. Monia pakuje torbę do bagażówki autobusu.
Odczytuję nr rezerwacji stojąc jedną nogą w autobusie.
"nie mam takiej" mówi kierowca
-Jak to ? No przecież mam na mailu.
" ale jaja ma Pani rezerwację, ale na wczoraj ,na 13 nie 14 lutego"
Moja  mina ... bezcenna.
Monika zabrała grzecznie bagaż,
i śmiałyśmy się tak z dobre  10 minut.
Po czym wymyśliłyśmy plan B.
Jedziemy pociągiem ... pierwszym do Krakowa.
Ruszyłyśmy do Centrum.
Warszawa o 6 rano w Walentynki była naprawdę niesamowicie urokliwa.
Zimowe słońce odbijało się jak by ziewając od szklanych lustrzanych tafli wieżowców...

Więc, dworzec i po bilet.
Pierwszy odjeżdża za 10 min ... i kosztuje tyle że chyba się ktoś pomylił.
Szukamy kolejnego, jest o 10-tej  za jakieś dostępne w naszym budżecie monety.
Więc idziemy na śniadanie, gdyby był to Paryż, była by kawa i rogaliki. 
W Warszawie jest to kawa i "bułka z jajkiem"
Jesteśmy  na peronie 10 min wcześniej aby, już nie ganiać i nie szukać .
-Monia jaki nr wagonu sprawdzę żebyśmy nie leciały przez cały peron?
"Wagon 20 miejsce 15 i 16"
podchodzę do planu rozkładu pociągu...
- nie ma ...takiego! i znów zastygłam
 Wagony są od 13-tego do 17-tego. Wagon widmo ?
- Podaj mi nr pociągu... podała sprawdzam zgadza się..
"Mamy zły bilet?"
Ze śmiechem absurdu pojawiła się już irytacja.
- Spoko, zaraz sprawdzimy. -więc... biegnę do kasy,
 w jednej przerwa śniadaniowa
w drugiej czynna od 11-tej
 w trzeciej kolejka taka że...
 Wracam na peron.
- Monia może w pociągu się dowiemy, jedziemy choć by nie wiem co, przecież nas nie wyrzucą.

"Kierownik pociągu znajduje się na końcu składu" 
Poinformowała nas pani przez radiowęzeł. :)
A pan kierownik że nasz wagon znajduje się na początku składu. 
Został dostawiony.
Więc wypadam przedzierając się przez ludzi wsiadających do pociągu na peron,
 biegnę na początek.
 Wpadam do Wagonu nr 20.
Pociąg rusza.
A gdzie Monika?
Ona ma Bilet...
Dzwonie. 
W słuchawce roześmiana Monia.
" Utknęłam pomiędzy Wózkiem Dzieckiem Mamą Tatą i Psem , będę jak dojdę".
Dotarła 40 minut później.
Zajęłyśmy miejsca ... 
Śmiałyśmy się do póki pociąg nie staną w polach...
Po 30 minutowym relaksie z widokiem na wielkie równiny wielkiego nic gdzieś za Włoszczową, ruszył.
Wysiadłyśmy na dworcu w Krakowie z takim bananem szczęścia na twarzy jakbyśmy jechały przez Genewę.
Kraków przywitał nas pięknym słońcem. Chyba w ramach zadość uczynienia za wyboje po drodze.
Idziemy do miejsca spoczynku...
A tam OGROMNY czerwony napis  że ośrodek zamykani jest od 24 do  6 rano. nie ma możliwości wejść ani wyjść.
No to szukamy noclegu... w Walentynki  w Krakowie 2 osobowy pokój na Cito.
"Bierz co jest i spadamy"
Kiedy już Monia zalazła jakimś cudem tą wyszarpaną, ocalałą dwójeczkę na starówce... Uwierzyłam że to jednak możne być piękny dzień.
Pokój na 3 piętrze z widokiem na stare miasto.

Po przekroczeniu progu pokoju, zwątpiłam ... foto chyba mówi samo za siebie...


Róż  i okna w dachu...oferta" last minute..." jak się patrzy.
Komentując że to łazienka jest najbardziej w moim klimacie, jeszcze nie wiedziałam że właśnie wywróżyłam sobie puentę  tego wieczoru.

Kiedy przychodzi wieczór wszystko co zdążyło się popsuć do tej pory staje się, albo chociaż wydaje się takie odległe.  



Piwnica Pod Baranami. Przytuliła nas po długim relaksującym spacerku. Skręciłyśmy do Pracowni- kupiliśmy sobie po drinku i wspominamy miniony dzień. 
BARMAN I BARMANKA  śmieją się razem z nami. 
BO CIĘŻKO W TO UWIERZYĆ. 
Wszystko.
Niestety. Wieczorem, a raczej nad ranem, za niedzielnie samopoczucie odpowiada "Kebap" czytany dosłownie.
Elektrolity i wszelkiej innej maści  i cuda Moni uratowały mi życie.  
MONIA BEZ CIEBIE NIE JADĘ DO KRAKOWA .EVER .





Jak że cudowne było posadzić tyłek w autobusie powrotnym. Bez przygody...


wtorek, 24 marca 2015

źródło

Kiedyś jak byłam mała chciałam zmieniać świat.
Gdy dorosłam zrozumiałam że to świat zmienił mnie.
Cały czas siedzi we mnie dziecko, i walczy by nie mylić dorosłości z mentalną starością. Nie zapomnieć o uśmiechu, o sprawieniu sobie małych przyjemności, chcieć więcej niż mogłoby się wydawać że się jest w stanie osiągnąć. Kochać, marzyć, być dobrym dla siebie.
 I najważniejsze.
Zrozumieć że... Całym światem dla siebie jesteś sam.
Zmieniać świat nauczyłam się od siebie... 
Nie jest to trudne jak zdawało mi się na początku. Znalezienie osób podróżujących tą samą drogą nie było jakieś skomplikowane. Pojawiali się na każdym etapie tej wędrówki. Pewna mądra kobieta powiedziała że "ludzie o tej samej wrażliwości przyciągają się wzajemnie."
W tym ratowaniu świata to...
wcale nie chodzi o cerowanie dziury ozonowej czy, ulepszanie jakiegokolwiek systemu.
Los postawił na mojej drodze osoby które absolutnie każda,wniosła coś do mojego postrzegania świata, przez co zmieniał się też zarys "ratunku",  trzeba  najpierw zrozumieć co chcemy uratować w swoim wnętrzu. Co chcemy zachować z dzieciństwa, a co przeszkadza nam do dalszego rozwoju. Co jest źródłem naszej osobowości.
Źródło to nie rzeka nie płynie z prądem, tylko jest w nas. Jest indywidualnością. Nie jest ani modne, ani kopiowane od nikogo innego. Pozwólmy też by zmiany zachodziły w nas naturalnie.
Wtedy stwierdzenie -Zawsze taki Byłem lub Byłam- wcale nie będzie nie prawdą. Po prostu na nowo odkrywamy te cechy w sobie.  Ja na przykład zawsze lubiłam się stroić, nie zależnie od stylu który w danej chwili przerabiałam. Już tak mam daje mi to fan i czuję się wtedy ważną dla siebie samej. Opinię w tej, jak i innej kwestii zostawiam  najbardziej życzliwym.
Gdyż mniewam że to ich właśnie uszczęśliwia.

niedziela, 22 marca 2015

Rodzina znaczy Siła.

Kiedy zaczęłam zapisywać swoje priorytety i układając je chronologicznie według najważniejszych, 
jedna pozycja nie zmieniła nigdy swojej pozycji.
Kiedyś ktoś zarzucił mi że mam nieodciętą pępowinę..
Dziwne bo dosyć szybko wyprowadziłam się od rodziców, zaczęłam zarabiać, mieszkać poza domem
nie lubię za długo przesiadywać w jednym miejscu, ale często wracam w miejsca gdzie czuję się dobrze bezpiecznie.
Kiedy mówię o domu, nie mam na myśli budynku czy ogródka dookoła.
Dom zawsze równy jest słowie Rodzina.
Nie będę opowiadać jacy to jesteśmy wspaniali.
Jesteśmy .
Każdy z nas inny ale, jedna cechę mamy wypracowaną , zakorzenioną, każdy w swoim wnętrzu osobowości do perfekcji.
To lojalność wobec innego członka rodziny.
A ponad to najważniejsza jest miłość.
Przeżyliśmy tak wiele, często zadając pytania;
 Czemu nas to spotyka?
Dlaczego? Co to zmieni?
Ile razy zwymyślaliśmy los to chyba nie doliczy  się żadne z nas,  ani razem, ani z osobna .
Życie przeplatało się w tak skrajne emocje  z dnia na dzień.
Niby okres przedświąteczny,  radosny magiczny.
W dupie miałam tą magię,
 jedyne o czym myślałam to o tym że te święta będą do bani a i tak ich nie lubię. 
Stworzyliśmy własny mikroklimat na tą okazję .Stawiliśmy się przy stole jak żołnierze do walki z wrogiem, uśmiechnięci mimo iż nie chciało się nic.
Gdy dochodziło do spięć w nerwach leciały takie słowa i zarzuty że racjonalnie myślący człowiek nie przecisnął by takich słów przez gardło do osoby która jest mu bliska. Po takim wybuchu i prezentacji własnej bezsilności lądowaliśmy  płacząc w ręcznik w łazience,  lub wskazując w auto i jeżdżąc bez celu.
Gdzieś w jakimś wywiadzie  przeczytałam że,
"z osobą chorą na raka chorują całe rodziny"
Teraz kiedy wiem że to prawda,potrafię też znaleźć plusy tego schorzenia, bo choroba ta niestety już nigdy takiej rodziny nie opuści.
Wymusza się wtedy w człowieku wszelkie oznaki radości, mimo iż masz w sobie jedynie ból, strach, złość, a w głowie nie ma myśli na jutro...
Zaczyna się doceniać każdą chwilę dnia teraźniejszego...

Postanowiłam zacząć obronę od niedopuszczania  myśli o stracie czy zmianie liczebność rodziny, udawałam że to nie jest tak straszne że, minie jak przeziębienie a moja rodzina znów będzie zwariowana.
Intuicja podpowiadała mi że wszystko minie...

Od 6 grudnia 2011wszystko się zmieniło...




piątek, 20 marca 2015

Współodczuwanie




w ranach

Chcę poczuć emocje i doznania głębokie 
i szukam uczucia i w strachu się topie 
ręka w brzuch nóż mi wpycha 
chcę poczuć wrażliwość 
i oddech zanika

łapczywie bańki tlenu chce wessać
doskonałości dramatu chce przeżyć od środka
ogarnia mnie żądza chce być najlepsza
i wbijam jak szpony paznokcie w swą skórę
a one ja ostrze rozrywają je do mięsa


szukając sił w tym uścisku
nasycam się bólem
i znów zalepiam te rany w swej głowie
i już oddycham
jest lżej choć w połowie
i niby już spokój ogarnia mą głowę
a wciąż szukam gwoździa by dobić go w głowie


zamykam powieki odpocząć chce ciało 
lecz wciąż mnie buntuje że doznań za mało
wiec chwytam za ostrze i zaciskam w swej pieści 
i usnę w wstęgę z dłońmi krwią związana
chcę poczuć emocje gdy zbudzę się z rana

czwartek, 19 marca 2015

Dla kogo to wszystko? Czyli, czas się przywitać




Blog jest nieodłączną drabina moich priorytetów...
 Opowiem Tobie jak ze zwykłych dni zaczęłam wyrywać,wyciskać, wykręcać minuty radości.
 Jak co dzień zdobywa się to małe doświadczenie... 
Wzruszenia i stres które mogą być pozytywnie nakręcające na sukces. Poznam Cię z moimi przyjaciółmi i nowo poznanymi wspaniałymi ludźmi. 
Pokaże jak wielcy i wspaniali mogą być zwykli ludzie a jak malutki może być gwiazdor europejskiej estrady...
 Pogadam o miłości, rodzinie, sukcesach i porażkach, nie raz zaproszę na.zakupy,spacer czy lekturę... Do Ciebie piszę...