piątek, 27 marca 2015

Kraków ,czyli możliwe że aż nieprawdopodobne...Ahoj przygodo...

Czy wydarzyło się w Waszym życiu kiedyś, coś tak niesamowicie przewrotnego że, gdyby nie to że, staliście się bohaterami tej historii nigdy byście w to nie uwierzyli? 
No to zabieram Was do Krakowa.




Weekend, pierwszy wolny od tygodni.
Plan Kraków. Jak zawsze wszystko skrupulatnie zaplanowane,  transport,nocleg  cały plan dnia.
Wraz z koleżanką Moniką po licznych rozmowach telefonicznych ułożyłyśmy sobie wszystko jak pod linijkę.
"To będzie szalony weekend"

Tylko nikt nas nie uprzedził że, szaleństwo zacznie się tuż po zatrzaśnięciu drzwi o 5 rano w sobotę.
Rozkład jazdy jakikolwiek nigdy nie należał do moich mocnych stron, zawsze albo jestem dużo za wcześnie albo...
Autobus do Krakowa  odjeżdżał punktualnie o 6 rano.
Monika już na miejscu a ja jeszcze nawet nie ruszyłam, nie licząc zejścia z 4 piętra.
Zakupione bilety przez internet wiec o tyle głowa spokojniejsza, w zemście dostałam opóźniony autobus który miał zabrać mnie na Wilanowską.
No to biegiem do Autobusu, odpalam maila z rezerwacją. Monia pakuje torbę do bagażówki autobusu.
Odczytuję nr rezerwacji stojąc jedną nogą w autobusie.
"nie mam takiej" mówi kierowca
-Jak to ? No przecież mam na mailu.
" ale jaja ma Pani rezerwację, ale na wczoraj ,na 13 nie 14 lutego"
Moja  mina ... bezcenna.
Monika zabrała grzecznie bagaż,
i śmiałyśmy się tak z dobre  10 minut.
Po czym wymyśliłyśmy plan B.
Jedziemy pociągiem ... pierwszym do Krakowa.
Ruszyłyśmy do Centrum.
Warszawa o 6 rano w Walentynki była naprawdę niesamowicie urokliwa.
Zimowe słońce odbijało się jak by ziewając od szklanych lustrzanych tafli wieżowców...

Więc, dworzec i po bilet.
Pierwszy odjeżdża za 10 min ... i kosztuje tyle że chyba się ktoś pomylił.
Szukamy kolejnego, jest o 10-tej  za jakieś dostępne w naszym budżecie monety.
Więc idziemy na śniadanie, gdyby był to Paryż, była by kawa i rogaliki. 
W Warszawie jest to kawa i "bułka z jajkiem"
Jesteśmy  na peronie 10 min wcześniej aby, już nie ganiać i nie szukać .
-Monia jaki nr wagonu sprawdzę żebyśmy nie leciały przez cały peron?
"Wagon 20 miejsce 15 i 16"
podchodzę do planu rozkładu pociągu...
- nie ma ...takiego! i znów zastygłam
 Wagony są od 13-tego do 17-tego. Wagon widmo ?
- Podaj mi nr pociągu... podała sprawdzam zgadza się..
"Mamy zły bilet?"
Ze śmiechem absurdu pojawiła się już irytacja.
- Spoko, zaraz sprawdzimy. -więc... biegnę do kasy,
 w jednej przerwa śniadaniowa
w drugiej czynna od 11-tej
 w trzeciej kolejka taka że...
 Wracam na peron.
- Monia może w pociągu się dowiemy, jedziemy choć by nie wiem co, przecież nas nie wyrzucą.

"Kierownik pociągu znajduje się na końcu składu" 
Poinformowała nas pani przez radiowęzeł. :)
A pan kierownik że nasz wagon znajduje się na początku składu. 
Został dostawiony.
Więc wypadam przedzierając się przez ludzi wsiadających do pociągu na peron,
 biegnę na początek.
 Wpadam do Wagonu nr 20.
Pociąg rusza.
A gdzie Monika?
Ona ma Bilet...
Dzwonie. 
W słuchawce roześmiana Monia.
" Utknęłam pomiędzy Wózkiem Dzieckiem Mamą Tatą i Psem , będę jak dojdę".
Dotarła 40 minut później.
Zajęłyśmy miejsca ... 
Śmiałyśmy się do póki pociąg nie staną w polach...
Po 30 minutowym relaksie z widokiem na wielkie równiny wielkiego nic gdzieś za Włoszczową, ruszył.
Wysiadłyśmy na dworcu w Krakowie z takim bananem szczęścia na twarzy jakbyśmy jechały przez Genewę.
Kraków przywitał nas pięknym słońcem. Chyba w ramach zadość uczynienia za wyboje po drodze.
Idziemy do miejsca spoczynku...
A tam OGROMNY czerwony napis  że ośrodek zamykani jest od 24 do  6 rano. nie ma możliwości wejść ani wyjść.
No to szukamy noclegu... w Walentynki  w Krakowie 2 osobowy pokój na Cito.
"Bierz co jest i spadamy"
Kiedy już Monia zalazła jakimś cudem tą wyszarpaną, ocalałą dwójeczkę na starówce... Uwierzyłam że to jednak możne być piękny dzień.
Pokój na 3 piętrze z widokiem na stare miasto.

Po przekroczeniu progu pokoju, zwątpiłam ... foto chyba mówi samo za siebie...


Róż  i okna w dachu...oferta" last minute..." jak się patrzy.
Komentując że to łazienka jest najbardziej w moim klimacie, jeszcze nie wiedziałam że właśnie wywróżyłam sobie puentę  tego wieczoru.

Kiedy przychodzi wieczór wszystko co zdążyło się popsuć do tej pory staje się, albo chociaż wydaje się takie odległe.  



Piwnica Pod Baranami. Przytuliła nas po długim relaksującym spacerku. Skręciłyśmy do Pracowni- kupiliśmy sobie po drinku i wspominamy miniony dzień. 
BARMAN I BARMANKA  śmieją się razem z nami. 
BO CIĘŻKO W TO UWIERZYĆ. 
Wszystko.
Niestety. Wieczorem, a raczej nad ranem, za niedzielnie samopoczucie odpowiada "Kebap" czytany dosłownie.
Elektrolity i wszelkiej innej maści  i cuda Moni uratowały mi życie.  
MONIA BEZ CIEBIE NIE JADĘ DO KRAKOWA .EVER .





Jak że cudowne było posadzić tyłek w autobusie powrotnym. Bez przygody...


3 komentarze: