Ten wyścig w którym każdy pragnie być Najlepszym,
skryty pod nazwami takimi jak postęp, moda,rozwój,czy też sukces.
Nie zależnie od płci czy wieku czy jest to Japonia czy N.Y.C czy Białystok
Zawsze jest taki sam start, wmawiają że stać na więcej, taki system operacyjny,motywacja to się nazywa potocznie... Przychodzi dzień w którym stajemy się maszyną nakręconą zabawką systemu... Inaczej mówiąc, inaczej ubrani, zaczynamy odgrywać swoje role.
Ile w tym teatrze nas samych?
Tyle ile przemycimy.
Jak niewolnicy którzy mimo wszystko czuli wolność a Ci wolni , wolności nigdy nie mieli.
Teatr życia...
I rola lalki, która jest w stanie zawładnąć nami, tak bardzo że, nawet oddech jest jak wyuczony odruch.
Kobieta ubrana w uśmiech,idealny Look dopracowane godzinami ciało, mężczyzna pozapinany w entuzjazm po szyję zaciśniętym krawatem, piękni młodzi, mimo iż mają za sobą rolę porażki, smutku, upokorzenia, często choroby i uzależnienia...grają swoje role szczęściarzy.
Tak szczelnie ukrywanie uczuć, doprowadzone prawie zawsze do perfekcji,ukryte pod maską która ma pomóc w sukcesie czymkolwiek on jest dla człowieka.Pozostawia pęknięcia tam gdzie nikt nie może ich zauważyć.
W pośpiechu gubią codzienność chwil, sny, bo nie ma na nie czasu. Miłość interpretowana jako słabość charakteru.
Przyjaźń postrzegana jak zagrożenie, bo nie można ufać Nikomu. Zresztą kogo obchodzi to co czujesz... Przecież nikt nie chce się przyjaźnić ze smutasami i słabeuszami
Chciałbym bym doczekać się czasów kiedy na topie będzie to co nazywane jest naturalnym stylem. Czy kiedykolwiek modne będzie po prostu bycie sobą?
Nie tylko w czas młodzieńczego buntu, w ramach prezentacji inności dla zwrócenia uwagi na swoją osobę.
Takie Życie w Teatrze lalek doprowadza do chwil że nawet gdy opada kurtyna dalej jesteśmy marionetkami własnego teatru
poniedziałek, 25 maja 2015
niedziela, 10 maja 2015
Pomysł.Cel.Sukces... i cały kosz przygód po drodze
Czasem zaczynam coś bo tak...
Oby bo spontanicznie
bo fajna zabawa,
czasem by przekonać innych ludzi że warto.
Często gubię po drodze motywację i cel.
Taka byłam zawsze.
Traktuje coś jak przygodę.
To "coś" co nie miało prawo się
udać bo...
W natłoku obowiązków,mając na oku pracę marzeń w
Amsterdamie...Po przygodzie z oddziałem onkologicznym i złamane
serce...
Dużo tego.
I WSZYSTKO na NIE.
I choć zbierałam się do tego latami... Nigdy nie
myślałam też że dociągnę to do końca. Traktowałam jak
przygodę jak, jakiś pomysł na spędzanie wolnego czasu, jak bym nie miała
co robić. Gdzieś po drodze zaczęłam się wkręcić że, jestem jednak w tym dobra. Że
umiem że potrafię. Mnóstwo ludzi pewnie wiedziało to przede mną, ale ja
się dzielnie opierałam.
Motywacją była moja "Najmłodsza" bo raźniej.
Tyle że Młoda zostawiła mnie na...
1 semestrze, a ja pociągnęłam to do końca...
Było różnie, bo nie zapomnę 3 i 4 semestru, kiedy
tak mi się nie chciało...
Raczej zakładałam że, to już mi się odechciewa,
chciałam odzyskać swoje życie,
Podróże, weekendy, drinki z koleżankami, samą mnie już
nudzić zaczęły wyjaśnienia
"nie bo mam zajęcia"
Tak chciałam nie chodzić ciągle zła i zmęczona.
Odbijało to się na bliskich i na jakości
pracy i na wydajności osobistej.
4 Semestr to były też zbiórki dla Jarka. Jakie ja miałam
wyrzuty że, siedzę czytam i piszę jakieś dyrdymały zamiast robić coś pożytecznego.
JAK mnie Jarek opierdolił wtedy, jak powiedziałam
to wszytko, to wiem chyba tylko ja i może jego żona tak się darł...
Wtedy, obiecałam że doprowadzę to do końca..
Nawet teraz mam dreszcze,
"Ty się masz uczyć masz być wykształcona,
jesteś mądrą nie daj sobie wmówić że tak nie
jest." mówił.
Mówił!
Wiele raz ratowała mnie Wiola M.
To dzięki niej chyba wszystko się udało , ona skromnie
powie że nie, że to mój angielski i wiedza z literatury nas ratowała.
Lecz powiadam wam...
O ile Jarek był motorem,to Wiola benzyną.
Za co Dziękować będę jej dożywotnio. I moi
przyjaciele i rodzina również :)
Nie zapomnę Tych cudownych ludzi nigdy..
Nauczyłam się tam czegoś więcej niż Książkowego
bełkotu...
Subskrybuj:
Posty (Atom)