niedziela, 13 marca 2016

Szarlotka

Rozmowa z moim znajomym nakreśliła pomysł na ten wpis.

 Co tak naprawdę sprawia że zaczynamy przestać dostrzegać że, życie to droga wyborów tych ścieżek które dają szczęście.
Pęd który się w nas tworzy jest czymś przecież kierowany. I nie zawsze jak twierdzą złośliwi są to pieniądze.
Historia ta ma kilka oblicz, jej interpretacja zależy od tego czym w życiu się kierujemy, jakie wartości są dla nas przez nas samych, postawione na piedestale istnienia.
Wiadomym jest że potrzebujemy rzeczy materialnych które, ułatwiają nam codzienność, nikt się tego nie wyprze, a wszyscy ci którzy spróbują ,jeśli dojdą do końca tej opowieści przyznają mi racje.
Globalne interesy organizują -wytwarzają pracę dla tysięcy osób.
Jedni pracują na dole,z czasem  pną się do góry po kolejnych szczebelkach kariery.
inni na dole pozostają i też są szczęśliwi mają stabilizację,( w takim przekonaniu żyją)
stały proces,wstać, prysznic, kawa, praca, powrót , prysznic, pilot-telewizor, sex, sen i znów wstać.
Ale zacznijmy od tych co gonią by wyżej ,by dalej.

"Sama praca też daje szczęście, wiesz Daga są ludzie którzy tym żyją tym się nakręcają, czują się naprawdę szczęśliwi w tym co robią. Świat im się wali wtedy kiedy tracą tą pracę.
-Ale dlaczego tracą ? Przecież jak ktoś żyje pracą, to oddaje, wkłada tam siebie, Na pewno pracuje dobrze, i w takim przypadku musi być inne wytłumaczenie niż że, się nie sprawdza.
-oczywiście że tak, najczęstsze powody to wypalenie zawodowe i nie podążanie za polityką firmy.
-To jakieś bzdury, skoro ktoś jest świetnym pracownikiem...
-Wytłumaczę Ci to w najprostszy sposób.
Masz koszyk jabłek,  z tych jabłek chcesz zrobić szarlotkę, ciasto , nakarmić nimi tak ludzi by chcieli więcej, jabłka są rożne, jak różni są ludzie, w tym przypadku pracownicy.Jakie jabłka wybierzesz?
-Dobre?
-A skąd wiesz które to dobre?
-Nie wiem? szef chyba wie które dobre...
-Wybierasz te, które do siebie pasują tak? posiłkujesz się własna wiedzą, wybierasz np. czerwone,duże, małe nie doskonałe ale jednak czerwone. A nasz Pracownik, ten żyjący pracą to duże dorodne zielone jabłko.
- A dlaczego nie czerwone?
-Daga, bo się wyróżnia, jest zielone ok? Wiesz że do szarlotki nie pasuje bo jego kolor sygnalizuje ci że na pewno ma inny smak, ale nie chcesz zrezygnować z takiego jabłka,więc robisz z niego ozdobę.
- Ozdobę ? Ozdób nikt nie próbuje jak ciasto jest pyszne, odrzuca się je na talerzu,nie kumam, to znaczy że co, dobry pracownik zazwyczaj kończy jako ozdoba?
-To tylko metafora, chodzi o to że te czerwone jabłka są kompatybilne pod jakimś wyznacznikiem, są różne, bo wybrałaś duże, małe ale pasujące do siebie, to jest polityka firmy, zielone jabłko może być najpiękniejsze ale nie pasuje.
-Ja wybrała bym zielone,
- No i wtedy pojawia się u takiego jabłka wypalenie zawodowe.
-Co?
-No tak, myślisz że łatwo się pracuje nie pasując do reszty, wykorzystujesz takiego pracownika,  zadania  które mu powierzysz, wykona dobrze może nawet wzorowo, pracuje , i żyje tylko pracowaniem. Nie ma w nim cechy które stworzy z niego ciasto. Więc jego linia pochyła, bo co by nie robił i tak jest tylko pracownikiem, tak zaczyna się jego frustracja, frustracja budzi w człowieku agresję, agresja odbiera sympatię otoczenia.Pracownik nasz nadal wydajny coraz bardziej staje się zielony.
-Ale dlaczego on nie może stać się czerwony?
- Bo reszta nie może być zielona...

No i tak  upiekłam szarlotkę..
Kolejna kawa zrodziła kolejne pytania. Jedno z nich nasuwa się podczas dialogu. "Gdzie jest granica?" bo jeśli spodziewacie się "po co to wszystko ? " to odpowiedz jest na początku.
-Pieniądze szczęścia nie dają ...
- Serio? G...no prawda. Potrzebujesz ich do wszystkiego, aby się ubrać, jeść, bawić,uczyć, leczyć, czy nawet odpocząć. Tylko pytanie ile jest Tobie potrzebne? jest tu pytaniem kluczem.
Znasz mnie i moją sytuację materialną, bywało różnie, to nauczyło mnie pokory do wydawania i posiadania, bo kilka lat temu o mały włos nie straciłem wartości wyższych niż pieniądze, ale to one pomogły mi też odzyskać równowagę nad życiem.
Żyłem pracą, dosłownie, w pracy byłem szczęśliwy nie idealny bo fuckup to moje drugie ja, ale miałem tam swój mały poligon, a kasa nie była mała, więc mogłem solidnie odreagować stres. Później pojawiła się moja miłość, pieniądze pomogły, ja chciałem Paryż ona Tatry.
Ja i wspinaczka? Albo rowerowe wyprawy? Ale cóż wszystko dla miłości. Za co bym kupił gdybym nie miał, jedyne co miałem to zestaw firmowych walizek i paszport. średnio by jej to zaimponowało.Ślub, mieszkanie, dziecko, już nie byłem sam wiec... kasy musiało być więcej, trzeba więcej pracować. i pracowałem, auto większe, nowe, dla mnie,  dla niej, dziecko...nigdy nie przypuszczałem że buty dla dziecka, przecież one są take tycie, mogą być droższe od butów żony.
Nie mogłem, i nie chciałem obniżyć naszego poziomu. Drugie dziecko . więc czas na dom.
Pomieszkaliśmy w nim 4 lata, zachciało mi się większego, nie słuchałem Magdy jak pytała po co większy?Wszyscy tak robią. Na wakacje jeździła z chłopakami gdzie chcieli, zawsze mówiłem, dojadę do was... może raz się udało, na weekend.
W domu bywałem kilka godzin w tygodniu. Dzieci widziałem w sobotę jak Magda  szła na angielski.
Po 2 latach od kupna domu nie widywałem się z żoną nigdzie po za łóżkiem. I nie jest to wcale optymistyczne stwierdzenie. Goniłem jak królik za społecznym lepszym wizerunkiem.
Pewnego dnia wróciłem do domu. Magda płakała, powiedziała że jest zmęczona, samotna, dom jest za duży i że... czuje się jak wdowa. Że nie chce tych rzeczy, że nie potrzebuje ani ona ani dzieci ubrań z metką, sprzętu za grube tysiące.
-Człowieku ty kupiłeś sobie telewizor za 12 tyś a  jedyne po co on stoi,to po to bym ścierała z niego kurz?
Po co ci taki duży dom,jak w nim nie mieszkasz?
Po co wykupujesz rodzinne wakacje?
Po co ci my?
Histeryczka, pomyślałem, zatrudniłem nianie, wysłałem ją do pracy.

-Pamiętam, ja się zastanawiałam czy Magda naprawdę ma męża, czy zmyśla? Serio.

-No i wtedy , poznałem Ciebie, wykichane miałaś na wszystko czym próbowałem Tobie zaimponować jako przyjaciółce mojej żony, nie lubiłem cię , bo byłaś dziwna, nigdy nie wiem, nawet teraz co naprawdę myślisz.Ile udajesz że nie rozumiesz. Upiłem się wtedy, i powiedziałem że nie rozumiem takich jak Ty, że nic nie masz. Nie zapomnę do końca życia co mi odpowiedziałaś, pamiętasz?
- ja dużo mówię...
"Ja mam coś czego Ty chłopaku nie, zatraciłeś się w materializmie, w satysfakcji posiadania wszystkiego co nietrwałe ,ulotne, mam przyjaciół,rodzinę, a Ty, jeszcze tego nie wiesz ale dążysz w złą stronę, to nie ten kierunek" Idealistka, filozofka. Ale byłaś pierwsza do której zadzwoniłem kiedy Magda mnie wyrzuciła z domu.
- Ha haa pamiętam.
Kasa pomogła mi wtedy, bo stać mnie było Daga na urlop, wakacje, na zmiany.
Nie wykluczam zasług ludzkich, i wsparcia Twojego i Pawła w tamtych czasach, ale gdybym był biedny...
-Gdyby gdyby...Gdybym ja była bogata ?
-A nie jesteś ? Myślałem że to Ty dziś płacisz za te desery?
- za szarlotkę Płacisz Ty. No więc gdzie jest granica?
-To proste moja mentorko. Piec ciastko, zjeść ciastko, podzielić się nim z innymi, ale się nie opychać, bo rozboli nas brzuch.
- Mogę Cie jeszcze o coś zapytać ?
-Wal.
- Kiedy byś się zatrzymał gdyby nie żona.
- No jak to kiedy w kostnicy. Poprosimy rachunek.


Koniec cz.1

PS.
Dziękuję za kawę i szarlotkę M.
Imiona zostały zmienione.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz